strasznie dzisiaj jestesmy niezorgaizowane i wszedzie sie spozniamy. najpierw autobus jechal zupelnie nie tak jak tego oczekiwalysmy, potem taksowkarz zamiast do inwa, zaczal nas wiesc do inwa hotel- na szczescie mamy juz niezla orientacje w miescie i w miare szybko zareagowalysmy. ostatecznie po ponad godzinnej jezdzie w blue taxi- niebieskie mazdy pick up- rok produkcji-ktoz to wie- dotarlysmy nad brzeg, skad musialysmy sie przeprawic lodzia na druga strone rzeki. tam czekaly juz dorozki, tak, tak sa na swiecie jeszcze miejsca gdzie ludzie przemieszczaja sie dorozkami. po krotkich pertraktacjach , nie bardzo jest co ustalac, ceny i program sa z gory zaplanowane, wpakowalysmy sie do karocy, a woznica obwiozl nas po najwazniejszych swiatyniach.
inwa to dawna, najdluzej pelniaca funkcje, stolica birmy. wstep na combo tiket ( rzadowy , cana 10 $, LP podaje jak nie placic juncie) lub datek dla kasjera ( 3$), upowaznia do zwiedzania wszystkich ( licznych) swiatyn na terenie inwa. nasz problem polegal na tym, ze mialysmy godzine, ktora minela bardzo szybko, o czym zorientowalysmy sie dos pozno ( bo zyjemy) bez zegarka. tak wiec po ponad 2 godzinach dopadlysmy nasza mazda i w lekkim poplochu pognalismy ( hehe, moze 35-40 km/h) do hotelu.
w calym zamieszaniu nie wystarczylo juz czasu na maile, obiad i prysznic. c`est la vie.
my to przezyjemy, nie wiem jak nasi wspoltowarzysze podrozy.
pozdrowienia i calusy dla wszystkich ktorzy pisza, a ja nie odpowiadam, bo sie nie wyrabiam