Chyba troche pod wplywem " powiedzial mi wrozbita" a troche dla zabicia czasu dalysmy sobie powrozyc ulicznemu czarodziejowi. o ile w moim przypadku cos by sie nawet moze i zgadzalo, to z malgoska zaczal bardzo zle i dalej brnal jeszcze gorzej. suma sumarum musze uwazac na auta, na glowe, oczy, zoladek i kregoslup. pieniadze sie mnie nie beda trzymac ale wyjde za gruba rybe z microsoftu , wiec nie mam sie czym przejmowac...no i bede jeszcze bardzo znana, ale nie w moim rodzinnym miescie. potem pan nam jeszcze po lapka porysowal i mimo, ze my juz chcialysmy sobie isc, to on taka wene zalapal, ze przerwac tym swoim jasnowidzeniom nie mogl.
zeby raz jeszcze miasto , tym razem prawie z lotu ptaka zobaczyc wjechalysmy na sura tower, gdzie angole i chinczycy w garniturach rozmawiali o interesach...ciekawe jakich?
nocny autobus do mandalay nie okazal sie tak zly, jak moglby byc. poza tym , ze bylysmy jedynymi goscmi zagranicznymi, a nasze miejsca zostaly podwojnie sprzedane i od razu zostal z nich usuniety pasazer miejscowy. do atrakcji nalezy zaliczyc jeszcze jamochlona, ktory naszym zdaniem byl tajniakiem ( czyzby juz lekka mania przesladowcza) i zamiast nas pilnowac i pisac raport, cala droge chrapal. nasz plan uduszenia go , lub przynajmniej wrzucenia podczas przerwy pod mknacy z predkoscia ok. 30 km/h pojazd niestety nie doczekal sie realizacji. po drodze autobus byl kilka razy zatrzymywany i wszyscy musieli sie poddac kontoli dokumentow. mundurowi byli nawet calkiem przyjemni, a ostatni wrecz nas zaskoczyl. zadal nam tylko dwa pytania:
1). where are you from?
2). are you happy?
i skad mialysmy znac prawidlowa odpowiedz na to drugie??? na szczescie udalo sie!
byly jeszcze przerwy na karme. Tu nalezy dodac, ze jechalismy autostrada ( jakosc mniej wiecej tej wroclaw- zgorzelec przed modernizacja), a jadlodajnie znajdowaly sie zawsze po przeciwnej stronie. Kierowca i jego pomocnik oswietlali jadace z naprzeciwka samochody i pod kontrola przeprowadzali grupki pasazerow.