okolo 2 w nocy przyjechal po nas bus, zeby zabrac nas na trekking po canion colca. po jakis 30 minutach zostal skompletowany caly sklad, w wiekszosci zlozony z lokersow. zaczala sie kilkugodzinna podroz na wysokosciach, podczas ktorych przejazdzalismy na ponad 4800m. dobrze, ze od kilku dni systematycznie pijemy mate...powoli stajemy sie smakoszami tego napoju, odroznniajac juz lepiej i gorzej parzona , lisciasta, czy ekspresowa wersje.
na cruz de condor zastalismy tlum turystow, z nastawionymi teleobiektywami. niestety kondory nie popisaly sie szczegolnie. pojawil sie tylko jeden i w dodatku zachowal dystans.
wkrotce okazalo sie, ze z calej grupy na trekking idziemy tylko my, a z nami mlody, owiacy jedynie po hiszpansku , no i moze jeszcze w jakims miejscowym dialekcie, przewodnik. ale coz, nie zapominajmy, ze nasz hiszpanski jest super! mlodzieniec okazal sie poczatkujacym przewodnikiem, ambitnym, zaangazowanym i niestety sklonnym do bicia rekordow. tak nas po tych gora popedzil, ze juz sama nie wiem, co mnie po tej przebiezce najbardziej bolalo. ale widoki byly przepiekne. niebo tak niebieskie jak w reklamowkach kodaka, kaktusy od zywo zielonych po spalone sloncem brazy. pod wieczor dotarlismy do oazy na dnie kanionu. a w oazie czekal na nas domek ze strzecha i basen z turkusowa woda
kolacje przygotowana przez naszego przewodnika zjadlysmy w towarzystiw wegierskich zielarzy. a po kolacji zostalysmy zaproszone na impreze przy ognisku organizowana przez studenckie kolo turystyczne z uniwersytetu ekonomicznego w arequipa. jak sie okazalo bylysmy glowna atrakcja wieczoru, jako jedyni goscie zagraniczni, a w dodatku oczekiwano od nas, ze zaprezentujemy jakis utwor muzyczny z naszego kraju. nie bylo to latwe, bo generalnie spiewanie nie nalezy do naszych najmocniejszych stron, a w dodatku znalezienie utworu , ktory znalysmy nieco mniej powirzchownie, niz tylko przez refren nie bylo proste. stanelo na sokolach w zmodyfikowanej wersji. to bylo straszne, ale mlodziez siedziala zasluchana, a potem domagala sie bisow.
bisow sie nie doczekala,ale kilku istotnych informacji o naszej ojczyznie. dopiero kiedy skonczylam bredzic, ze polsak graniczy z niemcami , czechami i rosja, kiedy zobaczylam swiatelko nagrywajacej kamery, zdalam sobie sprawe ze umknela mi ostatnia dekada, licznych zmian politycznych, i teraz biedna peruwianska mlodziez, studjujaca ekonomie, bedzie przekonana, ze dowiedziala sie o najswiezszych przesunieciach granic w europie centralnej, psss...
o 3 nad ranem w zupelnych ciemnosciach wyruszylismy w droge powrotna w gore. ja dosc szybko zdecydowalam sie na wynajecie mula, po tym jak dotknely mnie objawy zemsty przewodnika. nie bylo latwo, ale oszczedze sobie dalszego opisu symptomow chorobowych....suma sumarum skorzystala z mul-taxi i na grzbiecie jakiegos szalonego zwierzecia pozbawionego leku wysokosci dotarlam do wioski. muly sa niesamowite, niczego sie nie boja, leca na oslep, kopia sie po pyskach, robia wrazenie niezmordowanych.
we wsi lokalna madre dala mi wywar z miejscowych ziolek , przykryla kocem z lamy i przez chwile bylo mi lepiej....przez chwile.