Podroz z Murchison Falls do Fort Portal przez Hoima ,okolo 200 km bitej drogi glinianej, 3 godzin, a potem 160km drogi czesciowo asfaltowej- 4 godziny.
Dzieje sie na drogach Ugandy, oj dzieje. Robota pali sie w rekach miejscowach pod kontrola Chinczyko, az milo patrzec z nadzieje na przyszlosc.
W Port Fortal Holendrzy otworzyli przyjemna knajpke w ktorej mozna zjesc pysznego burgera z krokodyla i niezla pizze, oraz kupic chleb, mniej slodki niz wszedzie indziej, Ceny europejskie. Internet platny dodatkowo. Goscie mieszani, gruby miejscowy chlopiec w mundurku szkolnym najpier namawial mame zeby zamowila mu wszstko co jadlysmy,az w koncu podszedl do nas i poinformowal nas, ze strasznie chce nasz ostati kawalek pizzy. NIe wygladal jakby kiedkolwiek w zyciu glodowal, ale tupecik mial. my zglupialysmy,a Mama sie strasznie zawstydzila i kupila mu cala pizze.
Kolejna kontrola drogowa, niemily policjant, troche sie balysmy, ze zacznie robic problemy u szukac dziury w calym. poprosil o prawojazdy kierowcy, Dostal kopie i nic nie rozumial. OK , what about this one? Dalam mu kopie innego prawka, innego kierowcy, tym razem wszystko bylo jasne i bardzo mu sie spodobalo.
Wjechalysmy na wyzyna, wsrod jezior wulkanicznych. Namiot rozbity przed zachodem slonca, malowniczo nad jeziorem, w bardzo glosnej akustycewszelkich stworzen. Obsluga kampingu bardzo mila i gotowa do gotowania. w polgodziny woda pod prysznicem stala sie ciepla, a z czasem mialo sie okazac, ze moze byc jeszcze lepiej.
Samochod zaparkowany, pilnowany przez szare, bardzo odwazne i zdeterminowane malpy. Spacer wokol czterec wulkanicznych jezior polaczony z przejsciem przez kilka osad i czwartkowy targ. Ktos wycwiczyl miejscowych, ze lepiej wolac do muzungu "How are you?" z mocnym akcentem na You, niz "muzungu, muzungu".
Dowiedzialysmy sie z Malgoska, ze:
pierwsze primum: wygladamy bardzo blodo, max na 35 lat, nasz rozmowca prawie sie udlawil jak sie dowiedzial jak jestesmy stare,
drugie primum: musimy byc siostrami, bo takie jestesmy podobne.
Przy jednym z jezior zbbudowano lodge, bardzo ladne, w stylu brytyjskim, z dachem krytym suszona trawa, bielonymi scianami, wyposazone w kolonialne meble, z basenem z widokiem na jezioro i malutkim ladowiskiem dla helikopterow. noc 700 $ za osobe za dzien , z wyzywieniem. minam
przejazdzka po jeziorze z mlodym przewodnikiem o sokolim wzroku, wyszukujacym wkomponowane w galezie i zielsko jaszczury i ptaki. mlodzieniec mial nie tylko sokoli wzrok, ale i sporoa wiedze, tylko troche trudny akcent.
podroz powrotna do Port Fortal bez dramatow i wow. W miescie czesciowe rozwiazanie problemow internetowych , niestety nie telefonicznych. mozem sie poskarzyc na "drugim poziomie".
Miejscowe biuro turystyczne, w ktorym chcialysmy zorganizowac treking w Bundibugyo, totalna katastrofa, brak informacji, brak kompetencji, zle wrazenie, ceny z kosmosu.
Droga do Bundibugyo przez Gory Rwenzori bardzo malownicza, widoki niczym w Alpach, dobry asfalt.