Pobudka o 4:00, wyjazd o 4:30. Przed wschodem slonca jestesmy na gajzerze El Tatio. Jest potwornie zimno...kilka tygodni temu zmarzneita turystka z Belgii postanowila sie ogrzac wypluwana para..i wpadla...maz probowal ja wyciagnac- podal jej rece....ona trup, on poparzony...brak wyobrazni! Teraz wszyscy uwazaja jeszcze bardziej- nie wolno przekraczac oznaczonych kamieniami granic, przewodnicy pilnuma swoich owieczek. W drodze powrotnej- postoj w cieplych zrodlach, temperatura wodu 22-25°, ale potem trzeba z niej wyjsc, a mimo slocna, ciagle nie jest jeszcze bardzo cieplo. I jeszcze jeden postoj w wiosce Machupe- troche jak cepelia, 20 domkow polozonych malowniczo posrod gor i wulkanow, na wzgorzu kosciol. Dla zoladka- szaszlyk z lamy- zupelnie ok.
Popoludniu wyjazd na laguny. W kilku mozna sie bylo kapac, prawie jak w morzu martwym, a wlasciwie jeszcze lepiej bo sloniej. Woda niebieska, jeszcze intensywniejsza, bo wokol jest bialo od soli. To jedyna"drozsza impreza " w tym rejonie- za wstep na laguny kapielowe trzeba zaplacic 15€. Poza tym musze przyznac, ze ceny sa tu bardzo fair. 4 wycieczki ( gajzer, dolina ksiezycowa, laguny i plaskowyz- przejazd, przewodnik, sniadania i koktajle) klosztowaly 80 €. Moge z czystym sercem polecic " Layana ". To jedna z wielu firm, ale dziala od samego poczatku, zatrudnia miejscowych, swietnie przygotowanych merytorycznie i dbajacych o turystow.
Wracajac do lagun, na zachod slonca tez wyladowalismy nad woda przy pisco sour i przekaskach.