Wszystko mnie boli, konczyny gorne od wioslowania, konczyny dolne od pedalowania, a tylek od niewygodnego siodelka i podlych drog.
Rafting -adrenalina i zabawa w najczystszej postaci. Bardzo profeslonalna firma, wprowadzenie, objasmienia i cwiczenia trwaly chyba dluzej niz sam zjazd. Organizatorom dzieki niech beda za pianki, bo bez nich wszyscy bysmy zamarzli w krystalicznie czystej, ale i lodowatej rzece, zwlaszcza ze nie zabraklo blizszych spotkan z woda. Gorski potok w lesie, miedzy wulkanem-lodowcem ( tak, tak, i to w dodatku aktywnym) i druga gora, rwacy na zakretach i bardzo nieprzewidywalny...chociaz nasz sternik dokladnie wiedzial jak, gdzie mamy sie zachowywac, gdzie pozwolic sobie na chwile kontrolowanej beztroski, a gdzie lepiaj schowac sie do pontonu. Strasznie szybko mina ten splyw, rannych nie bylo a po skoku do lodowatej wody wszyscy byli wyjatkowo przytomni.
Zeby wysilku i atrakcji nie bylo zbyt malo, popoludniu zjechalam okolice na rowerze. Okolica piekna, te dumne lodowce, wielkie jezioro , nad nim plaze, a obok pola z pasacymi sie "stekami prawie argentynskimi" i baranami.
W miescie tylko wloskie jedzenie, szkoda...