o 6:00 wyladowalysmy na lotnisku w cusco, z nadzieja, ze jakims cudem uda nam sie kupic bilety na lot do iquitos. szczerze w to wierzylysmy i nawet nie dopuszczalysmy mysli, ze moze stac sie inaczej. niestety mimo calego burdelu jaki panowal we wszystkich lokalnych linia, mimo uslug miejscowych konikow i naszego awanturowania sie nic z tego nie wyszlo. udalo nam sie w koncu przekonac jakas agentke, ze znalazlysmy w necie 2 wolne miejsca, ale nie moglysmy ich kupic ze wzgledu na zbyt krotki czas do wylotu, ale panna przyznala sie ze nie ma sama dostepu do sieci i nie moze tego sprawdzic, a co za tym idzie nie moze nam ich sprzedac. mialysmy do wyboru 20 godzinna jazde autobusem przez pasma gorskie, albo jeszcze jeden dzien w cusco, no co zupelnie nie mialysmy ochoty.
autobus do limy poraz kolejny okazal sie bardzo wygodny. niestety niedalo nas siedzialo jakies dziecko,ktore bardzo, ale to bradzo zle znosilo jazde na wysokosciach, a mama dawala mu przy kazdym zakrecie cos do jedzenia, zeby mialo co wymiotowac....
no i znowu jestesmy w limie. to miasto jest straszne: niebo szare, ulice i budynki brudne. wszedzie smierdzi, glownie moczem. ludzie brudni, niepewni