Droga do jafna, w porownaniu z ta sprzed kilku dniu- cudowna: tylko 3 godziny w lokalnym busie, dalej w pierwszej klasie pociagu- zupelnie ok
Jaffna zyskuje z kazdym dniem. Program na dzis byl prosty, realizacja nieco trudniejsza, ale sie dalo. Najpierw lokalnym busem na wyspe Punkundutivu, potem lajba na Nainativu. Czulam sie troche jak uciekinier na lodzi na lampeduze, ale marynarze czuwali a trasa byla krotka. Na drugim brzegu mila niespodzianka, swiatynia hinduistyczna w tak intensywnych kolorach, ze az oczy sie cieszyly. Niebieski, fioletowy, rozowy, przedziwne figury, obrazy, mnostwo ludzi, tetniaca muzyka, bebny, spiewy...troche mistyczne klimaty.
nainativu jest turystyczna wyspa, chyba nawet dla mieszkancow jaffny. Od swiatyni odchodzi uliczka przy ktorej rozlozone sa stragany, na ktorych mozna bylo kupic wszystko czego w zyciu sie nie potrzebuje. Na jej koncu znajduje sie jeszcze jedna swiatynia, tym razem budyjska, biala, prawie srebrna w sloncu, bardzo elegancka.
Druga uliczka dotarlysmy na plaze, znowu dzika, ale czysta, z piaskiem , cieplym spokojnym morzem. Slonce znowu dalo nam popalic.
W drodze powrotnej zrobilysmy szybka wizyte, prawie w bikini, w lokalnym szpitalu, chyba uniwersyteckim. Wrazenie lepsze niz w afryce, stosunkowo czysto- niezapominajac o tym, ze jestesmy w azji, przed kazdym oddzialem wisiala tablica informacyjna- ilu pacjentow zostalo przyjetych, ilu przeniesionych na inny odzial, ilu umarlo i ilu zaginelo. To sie nazywa transparentny system informacji.