No to sobie dzisiaj z pociagu japonska prowincje przez 3 godziny popodziwialam. Celem byl koya san- magiczny las z cmentarzem w gorach, do ktorego prowadzi urocza droga stara koleja. Duza czesc trasy odbylam, ale po 2/3 drogi okazalo sie, ze zeby dotrzec do celu, zwiedzic co jest do zwiedzenia i wrocic na czas do nara, zeby nie stracic polaczenia do nagano, na miejscu zostaloby mi jakies 40 minut. Wiec krotko przed celem zawrocilam. Ale w hashimoto bylam, co z pewnoscia odnotowala moja tarczyca. Mam nadzieje, ze sie zbyt hormonalnie tu nie rozbrykala.
Ale ogladanie wiosek i pol ryzowych z okien baaaardzo powolnej kolejki podmiejskiej tez ma swoj urok.
Szybka przesiadka w nagoya, domu toyoty.kolejne nowoczesne miasto z wiezowcami izagubionymi miedzy nimi swiatyniami. Ladny widok z lezacego przy dworcu hiltona na miasto.
Do przedzialu wszedl konduktor, zdjal czapke, cos powiedzial i sie uklonil, poczym tanecznym krokiem przeszedl po wszystkich pasazerach sprawdzajac ich bilety, a oddajac je za kazdym razem dygal. Urocze! Ale troche tez smieszne!
Momijigari- polowanie na piekne liscie klony- to oto byla ta heca z podswietlaniem drzew i robieniem im zdjec