Zaczne od konca. Dzisiaj jest chyba dzien drzewa, a szczegolnie chyba wisni. Caly dzien biegalam po swiatyniach i ogrodach wraz z kilkoma milionami japonczykow- mam nadzieje ze tylu ich mialo wolne, bo dzis niedziela. Tlok straszny, ale o tym za chwile. Na koniec postanowilam pojechac na sciezke filozofow ( tetsugaku-no-michi), gdzies na polnocnym wschodzie miasta, to urocza drozka spacerowa, na okolo 30 minutowy truchcik, od ktorej co krok odchodza uliczki w gore, do znajdujacych sie tam swiatyn. Swiatyn juz mi sie pod wieczor nie chcialo zwiedzac, bo chwilowo mam przesyt, ale kiedy o zmroku wracalam do domu, wpadlam na wielkie zbiorowisko, ktorym zarzadzali policjanci. Zbiorowisko klebilo sie wokol ogrodu z tymi drzewami ( To musi byc wisnia), ktore z zajsciem slonca zostaly cudnie podswietlone. Zachwyt przeogromny, panny piszczaly ( naprawde !!), panowie cos jakby mlaszczeli, czy licho ich wie, ale wszyscy bez wyjatku fotografowali drzewa i liscie. Ja tez, a co!
Wstalam skoro swit, tj obudzilam sie i sie kulturalnie edukowalam o japonii, a chwile pozniej wstalam i pognalam po rower, bo mam zamiar ten urlop spedzic zdrowo i aktywnie. Rower retro, bez przerzutek, ale hamulce dzialaja i jest niebieski. Kiedy pytalam o droge, wszyscy lapali sie za glowe, ze tak daleko chce jechac, a to raptem 20 minut bylo, moze 30. A jak milo, na sloncu..jesien mnie bardzo zaskoczyla, jest cieplutko i sucho i slonecznie..a ja w kozakach i puchowce. Toche czasu mi zabralo zanim po ruchach pieszych utwierdzilam sie w przekonaniu, ze ruch tu lewostronny, co nie ma wiekszego znaczenia, bo rowery ( Nieliczne, mimo, ze kyoto to podobno japonski amsterdam) i tak jezdza jak chca, a policja nie reaguje. Zmierzam do tego, ze na drogach panuje chaos!
Pierwszy cel:fushimi-inari-taisha.zespol swiatyn z 8 wieku z charakterystycznymi czerwonymi bramami, jest ich ponad 10000. Robi wrazenie.zwlaszcza przy takiej pogodzie i stanie listwowia! Tylko te cholerne tlumy!!! Bram jest duzo, ale ludzi bylo jeszcze wiecej. Za duzo! Mam nadzieje, ze jutro pojda do biur i bedzie wiecej miejsca dla mnie i ze na kazdym zdjeciu nie bedzie pol miljona japonczykow. Ale swiatynia, ladna, szczegolnie ze w lesie i na gorze. Tu tez ludzie zachwycali sie drzewami, ale nie wpadali jeszcze w taka euforie jak wieczorem.
W drodze do centrum wstapilam do Tofuku-ji. Tez piekny..tym razem kompleksc 24 swiatyn z 13 wieku i malo bram. Ale za to ogrody i tlumy do nich. Tu poraz pierwszy uslyszalam piski zachwytu- fakt zachwycac sie bylo czym.
Potem to juz tylko szukalam drogi do filozofow, ale zanim tam dotarlam zobaczylam jeszcze cale mnostwo inych swiatyn i bardzo piekne ogrody. Z tym kyoto jest tak, ze miasto samo w sobie jest brzydkie. Male, szare domki,waskie uliczki- moze nawet i maja wdziek ale jakos nie porazaja. Wieczorem i noca oswietlenie jest- powiedzmy bardzo-oszczedne- tu jest poprostu ciemno. Z gory nie ma czego podziwiac, ale te swiatynie, te ogrody.. wszystko dopieszczone do ostatniego kwiatka i ceglowki. Chcialabym miec przynajmniej na jeden sezon japonskiego ogrodnika, tak zeby tylko koncepcje opracowal i dal roslinom rozpedzajacego kopa..
Dziewczyny chodzily dzisiaj w kimonach, chlopaki czasem tez. Zweryfikowalam swoje poglady- teraz mi sie wydaje ze kimono to taki miejscowy kostium i ze jak chca sie wystroic, to wkladaja kimona, np. na randki.
Jedzenie tez jest pozytywnym aspektem tego wypadu. Na lunch sushi, swieze owoce, a i deser, ku mojemu zdziwieniu ( bo sie wczesniej naczytalam, ze slodycze raczej ciekawe smaki maja, ale z deserami w naszym pojeciu niewiele wspolnego maja) pychotka- w ptysiu lody z polewa waniliowa- mniam! Ide na kolacje.