Kierowca czekal dokladnie o 11 w umowionym miejscu. W 40 minut obwiozl nas po najwazniejszych atrakcjach turystycznych dumaguete. Zobaczylismy pierwszy bulwar nad oceanem, zatopiony statek towarowy- ofiare ostatniego tajfunu, miejscowa katedre i uniwersytet. Rzeczywiscie miasto robi niezle wrazenie, jest tu jakos tak spokojnie, czysciej niz gdzieindziej, ladniej niz w cebu czy manili ( choc to nie jest akurat trudne) i generalnie milej. Szkoda ze nam sie pobyt tu z ponad 2 dni do niecalej doby zredukowal...no i nici z nurkowania na apo reef...
Lot cebu pacific, do ktorego nabralismy juz zaufania, w prawie pustym samolocie, uatrakcyjniony konkrsami dla pasazerow...niestety pytania byly wyraznie tendencyjne...nastawione na filipinskich kinomanow- bylismy bez szans. Krotki transfer przez manile i dalej autobusem do tagaytay na spotkanie ze znanym/nieznanym ojcem, nazwijmy go, O'M. 48 km przejechalismy w ponad 2 i pol godziny. A na miejscu czekal na nas irlandzki zakonnik, mieszkajacy tu od ponad 30 lat...kopalnia infotmacji o filipinach...bez dna