ranau opuscilismy wczesniej niz zamierzalismy, bo po pierwsze nasz malezyjski jest zbyt kiepski, a angielski miejscowych nielepszy i komunikacja byla nieco utrudniona. Chcielismy bardzo pojechac na masaz stop w rzece nieopodal, wykonywany przez unikatowo do tego wyszkolone ryby ( podobno wcale nie sa specjalnie szkolone, ale jakos inne rybki, gdzieindziej tego nie potrafia....z powodow komunikacyjnych i malej wspolpracy taksowkarzy oduscilismy to sobie i w efekcie wyladowalismy po 4 godzinnej podrozy do sandanak na normalnym masazu, tez ok.
Do sandakan jezdzi sie glownie z powodu orangutanow i dlatego i my sie tu znalezlismy, ale zbyt pozno by zobaczyc je dzisiaj. Czasu wystarczylo nam na rzucenie okiem na miasto, a miasto ma juz zupelnie inny klimat niz kk. Jest bardzej muzelmanskie i jest tu wiecej bialych, proste bloki budynkow poukladane na amerykanska modle, klimaty jak z indonezji...jest tu w poblizu tez przepiekny archipelag ale mozliwosci zwiedzenia go sa ograniczone do pakietow...jutro poszukamy mozliwosci nurkowania w okolicy.
A, droga z ranau byla baaardzo malownicza, caly czas dzungla, nie majaca konca....bardzo ladnie