po awanturze z naszym kierowca, nocnej wizycie na komisariacie, przy pomocy mera dotarlismy w gory. tu wszystko jest swietnie zorganizowane, w biurze trzeba wykupic zezwolenie na wstep do parku narodowego, zalatwic przewodnika, scouta, kucharza i tragarzy. w przeciwienstwie do afarow, wszyscy sa tu mili i pomocni.na granicy parku oddalismy nasze klamoty, ktore zostaly spakowane w mocne wory i czesciowo na plecach tragarzy, a czesciowo przez muly zostaly przetransportowane do miejsca naszego pierwszego obozowiska. trasa pierwszego dnia byla podobno bardzo malownicza, pisze podobno, bo przez mgle niewiele bylo widac. dotarlismy na 3600m i wtedy uswiadomilam sobie, ze najblizsze noce moga byc bardzo zimne. i tak niestety bylo. ubralam na siebie wszystko co mialam, plus pozyczony sweter michala, napilam sie goracej herbaty, potem wheeskey i dalej szczekalam zebami. koledzy oddali nam do dyspozycji swoj spiwor ( optimum do -30 st) i tylko dzieki temu przetrwalysmy. na kolacje zjedlismy owieczke, ktora jeszcze tego dnia radosnie biegala po lakach, a przy kolacji jej swieze futerko chronilo nasze tylki przed zamarznieciem, tj. nie moje, bo mi sie nioedobrze robilo jak sobie pomyslalam o tych cieplych jeszcze zwlokach, ale zjesc, zjadlam.
ranek byl trudny, ale dzien udany. dotarlismy na 4070 na imetgogo i enatye. mimo ze na szczycie padal grad, bylo zimno i mokro, a zydzi stali pod parasolami, ktorych my nie mielismy, bylo fajnie. popoludniu dotarlismy do drugiego obozowiska, bardzo uroczego, polozonego w dolinie, wsrod palm, fioletowych kwiatkow i malp. ich obserwacja stala sie moim kolejnym hobby, zaraz przed obserwacja ptaszydel. na wieczor przyszli do nas zydzi bo chcieli swietowac jakas swoja uroczystosc religijna, ale zaden z nich nie byl w stanie odmowic obowiazkowej modlitwy. wiec wyciagneli miejscowy bimber i zaczeli pic.
na nastepny dzien mielismy bardzo ambitne plany, wejscie na 4400m, ale zaspalismy. poszlismy wiec tropic walia ibex, endemiczna koze, mieszkajaca tu w ilosci 300 sztuk. pogoda w koncu dopisala. mnie od koz znacznie bardziej zaciekawily malpy, do ktorych udalo mi sie podejsc na jakies 2 m. baboony sa jak niektorzy ludzie. troche pokrzycza, troche pobiegaja, najedza sie , poiskaja i pojda spac. zycie dzikich!