wczorajszy miod okazal sie zabojczy, niby serwuja go w 3 mocach, a my zamowilismy medium ,ale i tak napoj podawany w swoistych probowkach okazal sie niezwykle mocny. do miodu przygrywal pan na czyms co wygladalo jak skrzyzowanie skrzypiec i gitary, a pani podspiewywala jakas ludowa piosenke ( o dosc monotonnej melodii) co chwile dopowiadajac wlasne zdania, co wprawialo miejscowa publicznosc w doskonaly nastroj. nie obylo sie bez typowych tancow, tu podobnie jak w dolinie omo tanczy sie glownie ramionami. dosc wyczerpujaca sprawa.
nasz kierowca dzis mial nieco wieksza ochote na jazde i stosunkowo szybko dotarlismy do gonderu, ale po wysadzeniu nas w hotelu natychmiast zniknal, bez uzgodnienia o ktorej jutro wyjezdzamy , no i oczywiscie pozbawiajac nas srodka lokomocji. mamy go juz troche dosyc i chyba jutro odeslemy go do Addis.
gonder ma fajny ( przynajmniej z zewnatrz) uniwersytet i calkiem pokazny zamek, ale moglismy go ogladac tylko z zewnatrz, bo obiad zajal nam ponad 2 godziny. jednego mozna byc tu pewnym, zywnosc jest wszedzie "organic" i przygotowywana jest na swiezo.
w okolicy znajduje sie klasztor o nazwie DAGA, moze powinnam wystartowac o pozycje przeorycy? a, nie wiem czy to zenski, czy meski klasztor.
mam nadzieje, ze w gorach nie bedzie baardzo zimno i ze nie bedzie padac.