po spartanskiej nocy przyszedl czas na spartanskie sniadanie.w miedzyczasie johanes zorganizowal zolnierzy, ktorzy pojechali z nami na depresje. wynajal ich z miejscowej bazy. pojechalismy w 3 jeepy, nasze dwa plus niemcy. poscilismy ich przodem...pan w moro w pelnym wojennym rysztunku, stojacy dumnie na pace pickupa wzbudzal respekt.
o samej depresji nie bede pisac, bo sa zdjecia i mysle, ze one wystarcza.
po tym co zobaczylismy i po tym co uslyszelismy o warunkach panujacych w drodze na ertale, z ciezkim sercem zrezygnowalismy ze wspinaczki. z jednej strony widok tetniacej lawy na depresji byl tylko zapowiedzia tego czego moglismy sie spodziewac na wulkanie, ale z drugiej strony byl na tyle zachwycajacy, ze pozwolil nam podjac odpowiedzialna decyzje o zmianie planow.
problem polegal na tym, ze droga do ertale miala byc jeszcze bardzo miekka, i wiekszosc samochodow sie w niej zakopywalo. mielismy tego lekki przedsmak jadac nad depresje. nasz landcruiser sobie poradzil , ale pickup z ochrona kilka razy sie zakopal. nie bardzo chcielismy ryzykowac utkwienie w dordze i bezsensowne 2 noce u afarow. postanowilismy sie zwinac i odbic sobie ten niewypal trekingiem w simen mountains.
w miedzyczasie nasz kierowca z michalem przehandlowali mnie kierowcy niemcow. uzgodnili 100000 br, tj jakies 5000$, jak na etiopie niezla cena. tamten podlizywal im sie zimna woda mineralna, niemcy mieli lodowke w swoim jeepie, a to moglo zdzialac cuda.
wyjazd na depresje najlepiej organizowac przez biuro w mekele, w tej chwili sa 2, ktore sie tym zajmuja. koszty sa dosc wysokie, ok 550 dolarow za osobe za 3 dni. ( w tym czasie za chiny nie wejdzie sie na ertale, do tego potrzebne sa przynajmniej 5 dni i dobre warunki) jesli jedzie wiecej niz 2 turystow potrzebne sa conajmniej 2 jeepy, bo trzeba ze soba zabrac policjantow, przewodnika i zolnierzy. nawet jesli wszyscy zmiesciliby sie w jednym aucie, to wyjazd na pustynie tylko jednym samochodem to samobojstwo. przy tej temperaturze, braku wody i duzym prawdopodobienstwie zakopania sie w piachu konieczna jest mozliwosc sprowadzenia pomocy- a wiec drugi woz.firmy z addis korzystaja z uslog ludzi z mekele.
my mielismy ta przewage, ze johanes mowi w kilku miejscowych jezykach i dogadywal sie z lokersami. kierowca, ktorego zabralismy w addis tez mial juz jakies doswiadczenie i wiedzial gdzie, co i jak zorganizowac. niestety jak sie pozniej okazalo, probowal na nas dodatkowo zarobic i nie byl z nami calkowicie uczciwy. suma sumarum, cala ta ekspedycja kosztowala nas mniej niz gdybysmy ja odbyli z biurem, ale johanes, ktory to wszystko zorganizowal i ktory musial sie uzerac z kierowca, ochroniarzami i przede wszystkim afarami, mial po tej wyprawie duzy odrzut i ciagle powtarzal, ze on juz do afarow nie pojedzie....o wszystkich problemach, konfliktach i niedomowieniach powiedzial nam dopiero kilka dni pozniej.
w drodze powrotnej pojawila sie przeszkoda w postaci gigantycznego tira, ktory padl przy podjezdzie pod gor, blokujac droge. nasze auto sie zmiescilo, ale dla niemcow trzeba bylo poszerzyc droge.
w mekele mylismy sie dlugo i gruntownie.