malgoska szczela focha, a niepotrzebnie, bo jest bardzo ladnie! po drodze widzialysmy setki ludzi przeroznie ubranych, a nad rzeka wogole nie ubranych. raz przeleciala nam przed samochodem gazela a potem malpa. ptaki maja tu tak intensywne kolory, ze az oczy bola.w ogole kolory sa mocna strona tego miejsca.
zaliczylysmy pierwsza cepelie, wieske Dorzo. oprowadzal nas po niej znajomy drivera, rastafarianin. poprzedniego wieczora czytalysmy o dorzo i cos nam sie kapelusze z chatami pomylily. dopiero kiedy doszlysmy do tego , ze maja one osiagaac do 12 metrow wysokosci i maja drewniane rusztowanie, cos nam w glowach zaswitalo, ze to jednak nie o kapelusze chodzi.
dorzi buduja swoje domy z bambusa, przykrywaja liscmi z bananowca i pozwalaja im wolno, lub szybciej- zaleznie od glodu termitow opadac.i tak dom wybudowany w 2 miesiace moze stac i 60 lat, w razie potrzeby mozna go przeniesc w inne, dogodniejsze miejsce. widzialysmy jak sie robi chleb, potem go jadlysmy popijajac miejscowa wodka- dobra , jak to zwykle bywa, na wszystko. potem lokalne chlopaki daly nam skory jakis zwierzat , dzidy i sami zabrali sie za strzelanie fotek. malgoska smiala sie do rozpuchu, a teraz ze niby cepelia ja wkurza. Dorzi tancza biodrami.
na lunch wyladowalysmy z driverem w lokalnym barze w Arba. o dziwo jedzenie pychotka! rybka z patelni, kapucha i shiro ( fasolka), naprawde bardzo smaczne. nawet injera, mimo ze wyglada jak sciera smakuje ok. czekamy na kawe, ale kelner chyba nie zrozumial malgoski, probowala zamowic w amaric. czekamy juz dlugo...w miedzyczasie zagladamy miejscowym w talerze, zeby sie zorientowac co sie je, w koncu sasiedzi zaczeli nas swoim jadlem czestowac. mili ludzie.
wyprawa lodka na krokodyle- niezapomniana, za reszte nie mozesz TU zaplacic karta mastercard. uroczy, zeskwarczony kapitan podholowal nas pod gigantyczne stado pelikanow, ktore, co stwierdzilam z pewnym opoznieniem, przechadzaly sie po krokach. te w stanie spoczynku wygladaly jak wielki glazy/ male wysepki. od niechcenia otwieraly co jakis czas paszcze i tak je zostawialy, jakby z nadzieja ze cos do niej wpadnie. po drugioej stronie zatoczki kapaly sie hipy, pryskaly radosnie woda, wydawaly dziwne odglosy, ale cale nie chcialy sie pokazac.chyba sie starzejemy, bo zaczyna nas krecic obserwacja ptakow.