jestesmy w addis. tym razem dojechalismy bez problemow. juz w dordze zaczelysmy organizowac podroz do mekele, ale na razie wyglada to bardzo czarno. jesli pojada z nami chlopaki ( michal i johanes, spotkani w nowy rok w arba minch) to jest szansa, jesli oni w to nie wchodza, to dla nas samych to nieco za droga impreza. musimy stworzyc plan B. bylysmy u jacoba, bardzo milo sobie pogadalismy, rowniez o depresji, troche nam sie rozjasnilo co do tego jak ta wyprawa powinna wygladac.potem malgoska opowiedziala jak bardzo nieszczesliwa sie czula podczas bull jumping w turmi, bo nie byla tam osobiscie zaproszona przez przedstawicieli plamienia, tylko ordynarnie wlazla tam za oplata , jak turystka!!! no coz, jestesmy turystami i wlazimy za oplaty! jacob patrzyl na nia jak na kosmitke, zastanawiajac sie o co jej chodzi.
slowak wyslal smsa, ze maja lepsza oferte i wlasny samochod.
w ramach zwiedzania stolicy wybralysmy sie do katedry sw. grzegorza. bylo strasznie. jak na druga co do waznosci swiatynie w kraju, to cieniutko. pewnie nie bylabym w tej ocenie tak brutalna, gdyby nie przewodnik, ktory nas o kosciele oprowadzal. zamiast informowac, bardziej egzaminowal. poprostu dramat, nawet nas nie zestresowal, tylko zniesmaczyl i zazenowal.
kawusia w africa cafe- taki lokalny starbucks.