po ulicach biegaja biali, w uszach slychac tylko francuski, na straganach bagietki i mocna czarna, jakby czasy kolonialne nigdy sie nie skonczyly. eleganckie budynki, hostele, hotele, restauracje...urocze zaulki, ceny jak z paryza, obsluga jak z prl-u.
agencja turystyczna: jedna z wieeeelu, na ladzie rozwalony pracownik...spi. wchodzi potencjalny klient, pracownik obrzuca go pogardliwym spojzeniem, przesyconym niechecia, a moze nawet nienawiscia. czego chce, czego go budzi, najlepiej zeby poszdl precz...ale upierdliwy potencjalny nie wychodzi, brnie dalej, meczy pracownika, ktory jest bardzo zmaczony...okolo 10:00 przed poludniem.
wynajmujemy rowery: spisujemy umowy, slyszymy co nam wolno, czego nie, podpisujemy zaswiadczenia....trwa to wieki, mam rozowego skladaka z lancuchem i gigantyczna klodka.
to ma byc laos, wszedzie stalo inaczej: mialo byc milo, sympatycznie, uroczy, pogodni ludzie, pozytywnie nastawieni do przyjezdnych.
zmiana planow: spadamy stad jutro z nadzieja, ze to tylko zakopane laosu...
zjezdzamy rowerem miasto w szerz i zdluz, jest ladnie, czysto, elegancko, europejsko. hostele, hotele, restauracje, zaulki wszystko naprawde fajnie zaprojektowane i starannie wykonane.
pod wieczor poprawiaja nam sie nastroje, kolacja na targu:rybka, saladka z papaya, sajgonki, wysmienite.
tradycyjny laotanski masaz w miejscowym pck- czesc kasy idzie na zbozny cel- budowa szkol, przychodni, kanalizacji.
na stoisku z pieczatkami z marmuru spotykamy polaka, a po chwili 4 jego kolezanki.
miejscowi mnisi tlumacza nad rzeka turystom jak otworzyc czakry i osiagnac nirwane...