ucieklismy z papua. po 5 godzinach lotu nasza juz ulubiona linia- expressair (chyba najtanszy przewodniik), zaliczajac kilka miedzyladowan, samoloty tu funkcjonuja jak pks w polsce, dotarlismy do makassar na wyspach sulawesi. miasto duze, bardzo islamskie, brudne jak wszystkie do tej pory przez nas widziane, ale znacznie nowoczesniejsze niz papua.Lotnisko nowe, cudne, tylko jeszcze bez zorganizowanego transportu do centrum. trzeba jechac pete-pete za jakies 9000 Rp od osoby, lub taxi za 60000 Rp. dotarlismy do hotelu, tak ladnego i czystego, ze nie chcielismy uwierzyc. w dodatku bardzo przystepnego cenowo- jakies 7 euro za zadbany pokoj z klima i lazienka i barkiem i tv- tak jakbysmy mieli tu tv ogladac. po papua, wszedzie jest juz pewnie tanio!
makassar slynie z owocow morza i slusznie, juz jadlam i juz mi sie tu kulinarnie podoba. samo miasto nie ma za wiele do zaoferowanie, jakis fort- pozostalosc po holendrach, kilka pomnikow i ogromny port, z ktorego chcemy za 2 dni poplynac na jave.
duze chinatown, juz wiemy, ze na wieksza czesc lokali i interesow polozyli lapke chinczycy.
a miejscowi swietuja ramadan. widzielismy, jak czekali w restauracji na zachod slonca, przy stygnacych juz potrawach na sygnal do rozpoczecia uczty.
za miastem sa podobno ladne tereny z wodospadami i jaskiniami, mam nadzieje ze uda nam sie tam jutro dotrzec.
najwieksza atrakcja sulawesi jest czesc centralna:tana toraja, z jej tradycjami- glownie ceremonie pogrzebowe- o dziwo szczegolnie czeste w lipcu i sierpniu. marcin nie chce sie juz po naszej podrozy na papua namowic na zadne trekkingi po nieznanym...