Jesli do tej pory nie wiedzielismy co to jest pora deszczowa, to wlasnie otrzymalismy bardzo dosadna lekcje. Wyladowalismy w samym srodku pory monsunowej, stukot kropli o dach zmienia tylko swoja czestotliwosc, ale nie ustaje ani na chwile. Woda stoi na ulicach po kostki i co jest oczywiste wilgotnosc powietrza dochodzi do 1000%! Mimo peleryny, swiezo zakupionego parasola rodzinnego nie wychodzimy ze stanu permanentnego przemoczenia. Jedyne czego nie rozumiem, ze miejscowi mimo panujacej aury wychodza spod swoich parasoli zupelnie suchutcy... to pewnie lata treningu.
Przez kilka godzin po wyladowaniu chcialo mi sie tylko wyc, ale to nas nie uratuje, wiec zaczelismy grzebac na portalach pogodowych, szukajac w okolicy jakis zakatkow wolnych od deszczow...nie ma co ukrywac jest zle, leje wszedzie, i tak bedzie przez kilka najblizszych dni.... ale w kota kinabalu na borneo- przynajmniej zgodnie z prognozami jest slonecznie i sucho. Jutro lecimy do malezji. Cos mi sie wydaje, ze te wakacje beda dyktowane jak zadne dotad panujacymi warunkami klimatycznymi. Ok, sa ludzie, ktorzy gonia burze ( tu jest dla nich raj, nie musieliby niczego gonic) i tacy jak my, ktorzy przed nimi uciekaja.
Pierwsze wrazenia z manili: jest mokro, poza tym jak w kazdym wielkim azjatyckim molochu.