Bardzo sie staralismy zeksplorowac to miejsce i poswiecilismy temu caly dzien. Xining robi wrazenie bardzo mlodego miasta, wszystkie budynki sa nowe, najwyzej 50-letnie, glownie wiezowce pozbawione jakiegokolwiek charakteru, to miasto nie ma zadnej atmosfery...wdrapalismy sie na wzgorze z resztkami starej buddyjskiej swiatyni w nadzieii na piekna panorame miasta, ale z gory widac to samo co z dolu, tylko bloki, bloki, bloki, czesc z nich jest juz gotowa, czesc sie dopiero buduje...potem gnani poczuciem obowiazku poszukalismy wielkiego meczetu...byl wielki i jak na meczet ciekawy, za glowna brama z minaretem, staly 3 budynki w formie pagod, w jednym z nich byl glowny budynek modlitewny, do ktorego nie moglismy wejsc...a poza tym, jak przy kazdym innym meczecie, glownie mezczyzni, w charakterystycznych strojach...tylko ich oczy byly skosne...juz wiem jakiej przyszlosci powinna sie cywilizacja zachodu obawiac...ale meczet ciekawy, jak wszedzie w chinach dostalismy sliczne bilety.
Muzelmanska czesc miasta rozni sie bardzo od typowo chinskiej...
Idac jedna z uliczek zobaczylam cos co mna wstrzasnelo,ale przyjzalam sie i to bylo to co widzialam: facet na ulicy po kraniotomii,z ubytkiem czaszki siedzial i gadal. Mozna bylo zobaczyc jego opony!!!!nie wiem jak jeszcze zyl, funkcjonowal, jak nie padl z powodu infekcji!!!????to bylo paskudne, ale przysiegam, brakowalo mu kawalka czaszki!!!brrrr
Misiek musial jesc paleczkami, bo po prawie 2 tygodniach pobytu w chinach trafilismy na knajpe, w ktorej nie bylo ani widelca, ani lyzki! I bardzo szybciutko sie nauczyl...czego to glod nie jest w stanie uczynic!
za chwile wyruszamy na dworzec i mam nadzieje ze za 2 dni bedziemy w shanghaj,a tam juz wszystko bedzie latwiejsze!