Happy birthday!!! gdyby ktos zapomnial.
zamiast zdmuchnac swieczki na torcie, dmuchalam w plonacego laotanska whisky banana.
lokalnym autobusem wyjechalysmy z wysp w kirunku champassak. podczas przesiadki wyladowalysmy kolo straganu z miesem, na ktorym lezalo cos niby pies, niby kot, ale pysk niebardzo...z przerazeniem szybko sie odwrocilam, ale czekajace z nami francuzki obfotografowaly ofiare starannie i doszly do wniosku, ze to fretka byla....brrrrr.... dobrze, ze poza kurczakami i rybami nie jemy tu innego miesa.
hostel przyzwoity, szczegolnie wezel sanitarny znowu bardziej cywilizowany. champassak probuje sie do luang prabang porownywac, a nie powinno, w efekcie spore nalecialosci francuski i ambicje cenowe.
na ruiny khmerskie pojechalysmy jakies 10 km rowerami, ruiny urokliwe, acz skromne...tj. 2 swiatynie rozmiarow konkretniejszych i jedna wyzej ale juz malutka. miejscowi sie szczyca, ze po angkorze, to najwieksze ruiny khmerskie...w laosie...ale trzeba przyznac, ze do tych najbardziej znanych sie nie umywaja. otoczenie jednak bardzo przyjemne, wycieczka udana.
jutro jedziemy do pakse, moze poplyniemy. zostajemy tam jeden dzien i pojutrze zaczynamy przejazd do ko chang w tajlandii. planujemy, mam nadzieje, ze nie nazbyt optymistycznie dobic na wyspe w ciagu 2 dni. pewnie w tym czasie nie bede pisac.
a' propos, jesli chodzi o nowe cyfry w rubryce wiek- nie widze roznicy, nie warto przeplacac!