Koreanczycy mowia o wyspie Jeju, ze to takie ich Hawaje.I jak sie takie porownania czyta, to bardzo latwo sie pozniej rozczarowac. Zdjecia znalezione w necie sa malo zachecajace. Tak ze przygotowujac podroz wcale nie ma sie poczucia, ze trzeba na Jeju koniecznie leciec. Ale kiedy rozmawia sie z Koreanczykami, to wszyscy twierdza ze odwiedzenia wyspy nie mozna zaniedbac. Wszyscy jednym, stanowczym glosem twierdza, ze koniecznie, ale to koniecznie trzeba na Jeju poleciec.
No to polecielismy. I nie pozalowalismy.
Wyspa jest rzeczywiscie tropikalna, goraca i wilogotna. W porownaniu do reszty kraju, o czym przekonalismy sie pozniej, dosc wyluzowana. Jazda samochodem jest wrecz senna, wszedzie ograniczenia predkosci i hamujace progi..there are several speed bumps ahead-jak mantre powtarzala nasza nawigacja.
To wyspa podrozy poslubnych...jak Hawaje, to Hawaje...
Ale jest rzeczywiscie kilka atrakcji. Mozna wejsc na Seongsan Ilchul bong...182 metrowy wulkan z ktorego rozciaga sie fajny widok na wybrzeze. Podejcie jest zupelnie lagodne, ale w pelnym sloncu i temperaturze ponad 30 stopni stymuluje perspiracje.
Duzo dluzsze, ale rownie lagodne jest podejscie na Halla-san, najwyzsza gore Korei. Szlakow jest kilka, ale tylko 2 wioda na szczyt. Co wazne zeby wejsc na trase trzeba sie zarejestrowac na stronie Parku Narodowego na okreslona date i dostac numerek upowazniajacy do trekingu. Nawet przy dobrym tempie, trzeba liczyc z okolo 5-6 godzinami na droge z powrotem. Ale widoki ladne i uczucie dobrze spelnionego , nikomu nie potrzebnego uczynku mile.
Poza tym mozna na Jeju plazowac, plywac i nawet nurkowac.
I prosze nie zapominac o muzeach, ktorych sa tu setki...wszelkiego rodzaju!