tu jest fajnie. to pierwsze miasto w indonezji, no moze poza jakarta, gdzie po zachodzie slonca ( dzisiaj cos przed 18.00) jeszcze cos sie dzeje. wlasnie przeprowadzilismy sie do innego hotelu, bo na koniec wakacji chcilismy troche luksusu ( ten bedzie nas kosztowac ok 100000 za noc) do przeslicznego hoteliku, ktory nalezy, albo zostal tylko oddany we wladanie, miejscowym artystom. kapitalne miejsce, kazdy pokoj ma malowidla na scianach, wszedzie mnowstwo ozdobek, pierdulek, ktore tworza uroczy nastroj.
rano poszlismy do palacu sultana,ktory z opisow w przewodniku mial byc niemalze drugim miastem w miescie, a w sumie okazal sie 2 pawilonami w ktorych podobno czasem pokazuje sie sultan, choc osatnio coraz rzadziej. nic to, wstep tani, a przewodnik mimo ze troche bezczelny szowinista byl calkiem zabawny.
potem wyladowalismy w kolejnej galerii batiku, ktora miala byc jedyna oryginalna wystawa dziel profesorow i sudentow z miejscowej asp, jak wiele innych, kolo ktorych juz przechodzilismy. fakt, niektore batiku robia naprawde wrazenie.
popoludniu pojechalismy do borobudur ogladac zachod slonca. po angkorze mozna czuc sie troche rozczarowanym, ale z angkorem nie mozna absolutnie niczego porownywac. calkiem spora stupa, bardzo ladnie polozona miedzy gorami wsrod palm. charakterystyczne, ze wiekszosc postaci ma poobcinane glowy, ale dekapitacja zostala bardzo delikatnie przeprowadzona,co sugeruje, ze glowy mogly trfic do galerii na calym swiecie, w koncu niezle sie prezentuja na kominku...
miejsce ladne, wieczorem nie bylo zbyt wielu ludzi, tylko niebo bylo zbyt pochmurne i dlatego zachod slonca diabli wzieli.
zaraz pojdziemy popstrykac pare zdjec by night.