po ponad 24 godzinach rejsu indonezyjskim titanikiem, dotarlismy do surabaya, drugiego co do wielkosci miasta w indonezji. po szybkim zorientowaniu sie w sytuacji, postanowilismy jak najsprawniej przemiescic sie z portu na terminal autobusowy i opuscic ta metropolie, udajac sie na poludnie w kierunku probollingo, gdzie naszym celem mial byc czynny wulkan. autobus w porcie udalo nam sie o dziwo dosc latwo znalesc, sprawnie przemiescilismy sie okolo 20 km na drugi koniec miasta. na terminalu bardzo szybko wylowil nas z tlumu przybylych policjant i nieodplatnie(!) odeskortowal nas do pozadanego autobusu. w krotkich zdaniach poinformowal nas, ze musimy miec oczy szeroko otwarte i nie spuszczac naszych plecakow z oczu. autobus ruszyl, my z nim. po ponad 2 godzinach znalezlismy sie w probolingo, gdzie po dlugiej i wyczerpujacej podrozy zaatakowalismy wybrany hotel i po zdobyciu go, postanowilismy nieodpuszczac az do rana. jakie to boskie uczucie umyc sie pod goracym prysznicem i wyciagnac nogi na miekkim materacu.
hotel nowy, wiec jeszcze nie sponiewierany, zaszalelismy i wzielismy pokoj delux- za jakies 16 euro. sniadanie jak zwykle bylo rozczarowaniem, ale do tego juz sie przyzwyczailismy.