stare Hanoi nie zmienilo sie na szczcescie od czasu, kiedy je widzialam ostatnio, tj jakies 8 chyba lat. glosne, tloczne, urokliwie stare, a jednak po kilkunastu godzinach bardzo meczace. stare,drzewa walczace o dostep do slonca na waskich, ruchwliwych uliczkach pokryte jak na sucha pore przestalo resztkami brazowawych lisci, nastrajaja jesiennie. budynki z oblazajacymi tynkami, starymi wypaczonymi oknami i zapelnionymi donicami balkonami kryja w sobie tysiace sklepikow i warsztatow, ktorych sredni czas "przezycia" to podobno 6 miesiecy. trudno wiec znalesc TA galerie albo TA knajpke, w ktorej sie bylo ostatio, bo prawdopodobnie juz jej nie ma. z galeriami wogole jest trudno...hanoi slynie z bardzo dobrej akademi sztuk pieknych i nawet poludniowi wietnamczycy przyznaja z bolem serca, ze CI z Hanoi to dopiero potrafia malowac, niestety, ci co potrafia malowac gdzies sie schowali, a na trasach turystycznych znalesc mozna jedynie punkty sprzedazy kopi wszystkich mozliwych malowidel i bochomazy dla " standardowego" turysty, ktore trudno jednak wyobrazic sobie we wlasnym domu. Gdzie pochowali sie ci zdolni? nie wiedomo, staralismy sie ich znalesc z pomoca miejscowych przyjaciol...daremny trud.
ale z zakupem tradycyjnej laki albo fantastycznych zdjec miejscowego fotografa ( odwiedzilam jego 2 galerie, rewelacyjne zdjecia) nie ma problemu. podobnie jak ze zorganizowaniem wypadu do ktorejkolwiek z okolicznych atrakcji, biura turystyczne sa wszedzie, a ceny bardzo urozmaicone.
jedzenie jednak znacznie mniej charakterne niz na poludniu,mniej pikantne, bardziej wodniste, niezle,ale po doswiadczeniach kulinarnych z delty mekongu...czegos mu brakuje.
po ponad godzinnych poszukiwaniach udalo nam sie odnalesc klub jazzowy,ktory rowniez sie przeprowadzil...teraz jest kolo szpitala. calkiem zabawne bylo sluchanie na zywo jazzu w wietnamskim wykonaniu, w lokalu przystrojonym plakatami z polskich koncertow.
a poza tym miasto sie zmienia, coraz wiecej samochodow, miliony motorow zupelnie wyparly rowery...coz kazdy chce zyc nowoczesnie. stad nie powinien tez dziwic widok poobijanego i porysowanego porsche na jednej z arterii stolicy. zwlaszcza, ze markowych sklepow pod ktore mozna nim podjechac jest coraz wiecej.