Shanghai robi wrazenie! Nawet ci ktorzy staraja sie przez cala podroz trzymac pokerowa mine, na widok podswietlonego downtown przysiedli i trwali w tym przysiadzie...
Pogoda nam sie zaczyna psuc...tak sobie pokropuje i slonce sie schowalo, a niebo caly dzien bylo szare, nie to co w tybecie...wrocilismy na niziny.
Mamy super hostel, w sumie o standardzie 3* hotelu, generalnie hostele w chinach sa bardzo dobre, ale ten: city center hoste- pobil wszystko! Rewelacja.
Metro bardzo przejzyste i niedrogie, pozwala dotrzec wszedzie, tylko moga wystapic trudnosci z otrzymaniem jego mapki, ktora oczywiscie znacznie ulatwia poruszanie sie po shanghaju, szczegolnie w sytuacji, kiedy w informacji turystycznej chwilowo, tj. do konca miesiaca brak planow ...to sa te cienie ubieglej epoki na nowym drapieznym obliczu miasta. A miasto naprawde niczego sobie. Misiek najpierw krecil nosem, ze nic szczegolnego i znowu tylko te bloki, i wogole o co tyle zachodu, ale kiedy wysiedlismy na people´s square troche sie zrobil mniej krytyczny, a wieczorem na bund to nawet wydobyl z siebie kilka westchnien. Na mnie wybrzeze z drapaczami dzielnicy finansowej zrobilo ogromne wrazenie, a stara zabudowa drugiej strony rzeki bardzo elegancka, zagospodarowana przez bardzo drogie butiki i inne lokale tez mnie mile zaskoczyla.
Bylismy tez w tzw. Old town, pisze tzw. Bo na moj gust to rekonstrukcja starych budynkow, ale moze sie myle...miedzy panoszacymi sie, wciskajacymi sie w kazdy skrawek powierzchni wierzowcami zachowal sie multki fragment ziemi z niskimi budynkami w stylu japonskim, ale nawet ten fragment zostal doszczetnie zagospodarowany przez sklepikarzy, herbaciarzy i innych sprytnych inwestorow...
Zlecilismy w hostelu zakup biletow do hong kongu, nie mamy sily na kolejne walki przed kasami biletowymi. Ps. Ostatia podroz pociagiem przebiegla calkiem humanitarie, bilety od konikow okazaly sie autentyczne, udalo nam sie nawet z kims zamienic, tak ze jechalismy w tym samym wagonie...moje wspolpasazerki bardzo chcialy sobie pokonwersowac po angielsku, wiec przez caly czas ktos mi wisial na ramieniu i cos do mnie nadawal