Chyba powinnismy sie zaczac szykowac na 7 lat w tybecie! Biletow na pociag brak! Lotse, facet z biura, z ktorego uslug korzystalismy w tybecie, wyglada na sensownego i wiele mogacego, szukal jak mogl, wszelkimi sobie dosteonymi kanalami, ale biletow-niet. Szykuje nam sie, miejmy nadzieje tylko jeden, spokojny leniwy dzien w lhasa.
Po ciezkiej nocy nastalo lekkie sniadanie: ice coffee Nesca wymieszana z wrzatkiem..., ostatnie rzuty oczyma na jezioro i w droge. Glownym gwozdziem programu byly gorace zrodla na 4300 mnpm. Jesli ktos sie tu znajdzie i bedzie mial mozliwosc skorzystac z tych dobrodziejstw natury –niech tego nie robi! bilet wstepu kosztuje okolo 10 E, a juz za bramka zaczyna sie roztaczac dosc specyficzny zapach, bynajmniej nie atrakcyjny. Czystosc tez nie jest najmocniejszym punktem tego przybytku. Jedynym akceptowalnym miejscem byl otwarty basen, w ktorym bardzo silnie mozna bylo odczuc dzialanie slonca! Oj boli, boli, ten wpis powtarza sie co roku, po pierwszym kontakcie ze sloncem!
Po przyjezdzie do lhasa zaczela sie zla passa, okazalo sie ze nie mamy pokoju, nasz guid nieco sie zapomnial, a juz na pewno zapomnial o swoich obowiazkach, elenie pozarlo karte w bankomacie, dla nas zabraklo w nim kasy, no i okazalo sie ze nie mamy biletow...