pobudka przed 5:00, wyjazd o 5:30. mer prowadzil bardzo dobrze, spokojnie, ostroznie ale szybko wystarczajaco, zeby przed 14 dojechac do addis.johanes upieral sie zyby nas odwiesc na samolot, a wiec kolejnych kilka godzin spedzilismy w pelnym skladzie, jezdzac po miescie i zbierajac ostatnie informacje o stolicy.jedziemy na merkado, jest potwornie, tlumy ludzi, halas, chaos.pijemy kawe w cudnej , chcialoby sie powiedziec kolonialnej kafejce, jedziemy odwiedzic ojca johanesa, ale jego lokal jest zamniety, potem szukamy odpowiedniego lokalu na ostatnia wieczerze...szukamy dlugo, az w koncu znajdujemy i jemy i pijemy, a potem braknie nam kasy na rachunek, wiec johanes musi zadzwonic po kolege, ktory lata nam dziure we wspolnym budzecie. no i doszlo do tego ze obywatel etiopii placi nasze rachunki...potem je wyrownujemy. a potem juz wszyscy jedziemy na lotnisko, gdzie jestesmy grupowo zegnane.
bardzo udane wakacje!