rano z 2 belgijkami i 2 miejscowymi specami od kajakow i regionu wyplynelysmy ww. kajakami w mekong. najpierw do malych wodospadow, wszystko powolutku- wiadomo lao time, czas znajdzie sie na wszystko, byle bez stresu, spoko... wodospad przyjemny, bez wiekszych emocji...te zaczely sie pozniej kiedy sie nam lajba zachwiala ,my z niej zrobilysmy myk do wody- o , jakie to bylo ozezwiajace ( nie wiem czy sa tam weze, my sie na zadnego nie natknelysmy), potem nam jeszcze kajak na glowe ( ale glowa / wy kaskami profesjonalnie osloniete), a potem my totalnie pod kajak. wygladalo to podobno ( relacje belgijek) sensacyjnie, w rzeczywistosci bylo zupelnie bezproblemowe, szybko wgramolilysmy sie na "poklad", potem juz poszlo wszystko zgodnie z planem, pod kontrola. na lunch poplynelismy do kambodzy- tak musze przyznac, bylismy tam nielegalnie, ale to nie nasza wina, wyprawa w biurze wykupiona, przewodnik nas zawiozl, to my jak te krowy, za nim. w kambodzy strzelilismy fotki pod flaga, zjedlismy przywieziony lunch, popilismy angor beer i poplynelismy delfinow szukac. poczatkowo grupa mnichow na lodzi motorowej robila potworny rumor, ale potem znalezlismy ciche miejsce i widzielismy kikla/ nascie niebieskich delfinow.nasz przewdodink dawal nam 500% zapewnienie na zobaczenie delfinow i slowa dotrzymal. na koniec poplynelismy jeszcze pod ogromny wodospad- nie na , ale obok, do celu dojechalismy juz autem. tzw. perla mekongu, jeden z najwiekszych wodospadow w poludniowo-wschodniej azji - robil wrazenie.
wieczor w knajpie z malpa i niezliczona iloscia szczeniakow i kociat. powalajace z nog lao mojito.
jutro jedziemy z rana lokalnym autobusem do champasak, znowu ruiny...